Archiwum

Posts Tagged ‘turystyka’

Co z tym podróżowaniem? („Witajcie w raju” Jennie Dielemans)

O książce Jennie Dielemans traktującej o podróżowaniu i jego negatywnym wpływie na miejsca, do których napływają podróżnicy i turyści wszelkiej maści było głośno przeszło rok temu (a może jeszcze dawniej?), czytałam opinie pełne zachwytu nad przenikliwością i trafnością uwag autorki, jak i komentarze raczej negatywne, gdzie ich autorzy twierdzili, że Dielemans szerzy defetyzm, z którego niewiele na dobrą sprawę wynika. Sama natomiast przeczytałam gdzieś fragment książki i stwierdziłam, że koniecznie muszę przeczytać całość, jako że fragment napisany był świetnie, dyskusja na temat tekstu ciekawa, a podróżować uwielbiam. Tradycyjnie książka musiała swoje odstać na półce, kiedy ją już jednak skończyłam, stwierdziłam nie bez żalu, że o ile czytało mi się ją dobrze, to gwałtownych uczuć we mnie niestety nie wywołała i nie skłoniła do tak gruntownych przemyśleń, na jakie miałam nadzieję.

Przed zabraniem się za czytanie trzeba wziąć sobie do serca podtytuł książki. „Reportaże o przemyśle turystycznym” nie pozostawiają wątpliwości, że nie o podróżowaniu jako takim mimo wszystko będzie mowa. Czytelnik zajrzy więc za kulisy wakacji typu „all-inclusive”, przeczyta między innymi o seksturystyce w Tajlandii i zarabianiu na wojennych pamiątkach w Wietnamie, wreszcie pozna dane dotyczące podróżowania samolotami. Autorka przedstawia główne grzechy turystyki w oparciu o dialogi z pracownikami tegoż przemysłu pracującymi na wszystkich możliwych szczeblach, podaje też sporo liczb i trochę naukowych doniesień wykazujących wpływ turystyki na świat. Argumenty przedstawiane w rozmowach, często padające z ust przedstawicieli obu stron barykady, wydają się nie potrzebować komentarza, a czytelnik sam może wykonać swoisty turystyczny rachunek sumienia. I nie, w książce słowo turysta nie odnosi się jedynie do ludzi podróżujących za pośrednictwem biur podróży. Backpackerzy i wszyscy inni, którzy zdecydowali się wychylić nos poza granice kraju i coś zobaczyć zostają objęci tym mianem (z czym ja osobiście problemu nie mam, a już na pewno daleko mniejszy niż z dzieleniem na podróżników prawdziwych i tych nieprawdziwych w oparciu o sposób podróżowania. W moim odczuciu daleko bardziej liczy się wrażliwość i otwarcie na nowe i nieznane, nie to, gdzie ktoś wykupił bilet na samolot…). Autorka wierzy widocznie, że jej reportaże przemówią wystarczająco do wrażliwości i poczucia winy czytelnika. I w sumie tak jest…

…aczkolwiek brak odautorskiego komentarza, jakiegoś konkretnego podsumowania poszczególnych tematów i całości (jest o tym troszkę we wstępie, za mało moim zdaniem) jest moim zdaniem największym minusem książki. Owszem, problemy zostają przedstawione w sposób dość dogłębny, choć myślę, że każdy podróżujący człowiek z części musiał zdawać sobie sprawę już wcześniej. Samo przedstawienie to jednak za mało, by reportaż był w moim odczuciu wybitny. Nie chciałabym stawiać tu pytania „no i co dalej?” za każdym razem, kiedy autorka urywa swoją opowieść, by przejść do kolejnego wątku, bo w sumie nie o poradę z gatunku „jak żyć” tu chodzi. Owszem, mam swój rozum i swoje przemyślenia na te tematy, ale „Witajcie w raju” traci na tym braku podsumowania. Być może tematyka zawarta w książce jest za mało szokująca czy nowa, by zawiesić ją w próżni i czekać na reakcje. Tym bardziej, że gdyby szukać oceny sytuacji między stronami, wydaje się, że Dielemans najchętniej radziłaby wszystkim nie podróżować wcale. A przecież poza zagrożeniami turystyka, świadoma i koncentrująca się na potrzebach kraju, gdzie turysta jest gościem, nie sprowadza się jedynie do wyrządzania szkód?

Mimo mojego częściowego zawodu książka jest na pewno warta przeczytania, tym bardziej, jeśli czytelnik nie stawiał sobie wcześniej pytań tego rodzaju. Być może problemy zawarte w książce wystarczą do refleksji i dadzą czytelniczą satysfakcję. Mnie jej niestety zabrakło. I choć zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą turystyka, nie zamierzam rezygnować z podróżowania. Istotnym pytaniem jest według mnie to, JAK podróżować, ale to już temat na inny zbiór reportaży i przemyśleń…

Tytuł: Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym
Tytuł oryginału: Välkommen till Paradiset: reportage om turistindustrin
Autor: Jennie Dielemans
Tłumaczenie: Dominika Górecka
Wydawnictwo: Czarne, 2011
Ilość stron: 232
Moja ocena: 4/6

W pustynnym królestwie

Do pisania tej notki zbierałam się długo, próbując ogarnąć dwa dni spędzone w Jordanii tak pełne przeżyć i zwiedzania ciekawych miejsc, że proste z pozoru zadanie okazało się jednak dość skomplikowane. To najbardziej egzotyczne miejsce, w jakim do tej pory się znalazłam (choć właściwie coraz ciężej mi zdefiniować słowo „egzotyczny”…). Moje postrzeganie Jordanii sprzed wyjazdu ograniczało się do powierzchownej znajomości krajobrazu i kojarzenia flagi tego kraju. Nie miałam żadnych wyobrażeń, z otwartym umysłem przyjmując wszystko, co przez ten krótki okres czasu chciał mi zaoferować ten tak mało w Polsce znany kraj.

Oglądając zdjęcia przedstawiające Jordanię najczęściej natrafia się na pustynie, przez co kraj może wydawać się jałowy, nieciekawy i niespecjalnie wart poznania. Nic bardziej mylnego, ponieważ tereny, na których znajduje się dzisiejsze Jordańskie Królestwo Haszymidzkie mają bogatą historię i kryją wiele tajemnic. Jakiś czas temu zachwycałam się pustynnym krajobrazem i jego inspirującym potencjałem. Jordania stała się dla mnie esencją pustyni i oazą antycznych cywilizacji. Pierwsze ślady cywilizacji sięgają 2000 lat p.n.e., kiedy na brzegu Jordanu osiedlili się Amoryci, semicki lud, który na przełomie III i II tysiąclecia p.n.e. opanował większość Mezopotamii i rozległe obszary Syrii. I choć od tamtego czasu aż do dziś Jordania może pochwalić się burzliwą historią, to właśnie atmosfera tamtych dawnych czasów zdaje się unosić nie tylko wśród pustyń, ale i na ulicach nowoczesnych miast, takich jak stolica, Amman.

Widok z góry Nebo

Historia Jordanii jest zresztą bardzo istotna dla aktualnego wyglądu państwa. Można uznać, że w momencie powstania, Jordania była sztucznym tworem, co widać po kształcie jej granic – odrysowanych prosto linijką na mapie. Po upadku Imperium Ottomańskiego pod koniec I wojny światowej, Arabowie mieli nadzieję utworzyć na tych terenach niepodległe państwo. To zresztą zostało im obiecane przez zachodnie mocarstwa (tak samo było w przypadku Palestyny), mocarstwa te jednak obiecały to samo Żydom, a do ziem Jordanii miały swoje własne plany. W 1923 roku Wielka Brytania, uzyskała od Ligi Narodów mandat nad tym terytorium i stworzyła na wschód od rzeki Jordan emirat Transjordanii – stąd główny człon dzisiejszej nazwy. W 1946 roku Jordania uzyskała niepodległość i stała się królestwem rządzonym przez Abdullaha Husajna, który zapoczątkował dynastę haszymidzką. Granica miała się jeszcze zmienić przez wojnę izraelsko-jordańską. Z powodu burzliwej historii, ciężko mówić o jednym ludzie, narodzie jordańskim. Na terenie Jordanii żyje wiele plemion i ludów, które nie czują ze sobą specjalnej wspólnoty, jak stwierdził nasz przewodnik, bardzo jednak szanują ideę państwa Jordania i czują się z nią bardzo zżyci.

Amman

Jordania zaskoczyła mnie bogactwem miejsc wartych odwiedzenia. Państwo rozwija się bardzo szybko, jako cel stawiając sobie Emiraty Arabskie. Jednak to, co według mnie może przyciągać najmocniej, to relikty przeszłości. Nie będę w tej notce pisać o Petrze, bo to miejsce zasługuje na osobny wpis. Petra to nie wszystko, co Jordania ma do zaoferowania i nierzadko łapałam się na zdziwionym „Nie miałam pojęcia, że coś takiego tu jest!”, kiedy przybywaliśmy do kolejnej turystycznej atrakcji. W Dżeraszu nieopodal Ammanu olbrzymie wrażenie robią rozległe ruiny rzymskiego miasta, najlepiej zachowanego poza granicami dzisiejszych Włoch. Gdyby nie żar lejący się z nieba, spokojnie można poświęcić temu miejscu dużo czasu, spacerując i podziwiając rozmach, z jakim Rzymianie tworzyli swoje siedliska. Podobne wrażenie robi wzgórze, na którym znajdują się Cytadela w Ammanie. Znajduje się tam także Muzeum Archeologiczne, gdzie można zobaczyć między innymi sławne rękopisy z Qumran lub posągi, uznawane za pierwsze w historii ludzkości wizerunki człowieka. Niektóre mają po dwie głowy, co oczywiście można ładnie zinterpretować jako parę, jednak i tak bawi odwiedzających. Mnie szczególnie spodobały się dobrze zachowane naczynia o przepięknej, zielonej (jakżeby inaczej) barwie. Ciekawa jest także mozaikowa mapa Bliskiego Wschodu w Madabie z VI wieku. Mozaiki wciąż stanowią ważny element jordańskiej sztuki. Mieliśmy okazję być w jednym zakładzie, gdzie produkowano najróżniejsze ozdoby i meble z motywem mozaiki. Gdybym była bogata, kupiłabym sobie tam stolik albo inny mały mebel – artykuły były przepiękne! Do kupienia była różnego rodzaju biżuteria i inne ozdoby. Ograniczyłam się do oglądania, ale to kolejny sklep (po kilku londyńskich księgarniach, gdzie mogłabym zamieszkać. Co ciekawe, transport zakupionych towarów w tym sklepie do dowolnego kraju jest darmowy, bo to zakład pracy chronionej, gdzie pracują niepełnosprawni.

Dżerasz


Mozaikowy sklep


Ruiny rzymskiego miasta


Mapa mozaikowa

Na niemal każdym kroku można zobaczyć wizerunek aktualnego króla Jordanii, Abdullaha II o europejskich rysach (jego matka jest Brytyjką). Często występuje też wraz z byłym królem, a swoim ojcem, Husajnem I lub następcą tronu – najstarszym synem Husajnem. Z tego, co dowiedzieliśmy się od przewodnika, rodowitego Jordańczyka, Abdullah drugi cieszy się estymą. Duży wpływ ma na to charyzmatyczna i przepiękna żona króla, królowa Rania. Rania sama określa siebie jako „nowoczesną muzułmankę”, jest rzeczniczką równouprawnienia kobiet i dąży do polepszenia wizerunku islamu na świecie, ze szczególnym naciskiem na kobiety. Założyła nawet swój własny kanał YouTube (można go obejrzeć tutaj), gdzie odpowiadała na pytania dotyczące islamu, nie bojąc się tych trudnych, jak na przykład honorowe zabójstwa. Problem ten wciąż jest aktualny w Jordanii, jak widać ze statystyk AI, choć Jordania uchodzi za jedno z najbardziej liberalnych państw arabskich. Bardzo zainteresowała mnie postać Ranii i chętnie poczytałabym o niej więcej.

Król Jordanii wraz z ojcem

Bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej o tym kraju, chętnie przeczytałabym jakąś książkę traktującą o Królestwie lub napisaną przez Jordańczyka. Niełatwo jest jednak znaleźć jakąś pozycję, co tylko wzmaga atmosferę tajemnicy i egzotyczności. Ciekawe jest także to, że mimo przeraźliwych upałów, nie odczuwa się skwaru tak mocno, jak u nas przy niższych temperaturach. Nie znam się na tyle na właściwościach klimatu, by moc to wyjaśnić. Może po prostu pragnienie poznawania jest silniejsze niż zmęczenie?